W bazowej wersji kosztuje około 90 tysięcy złotych, ma 5-letnią gwarancję a z salonu może wyjechać z instalacją LPG. Ssangyong Tivoli to najmniejszy SUV w gamie koreańskiej marki, który zadebiutował na rynku w 2015 roku, ale pomimo upływu czasu nie zamierza odchodzić na emeryturę. Mało tego, w zeszłym roku doczekał się kolejnego liftingu. Co oferuje koreański SUV i czym może przekonać do siebie potencjalnych klientów?
Powiedzieć, że Ssangyong nie miał szczęścia to jak nic nie powiedzieć. Importerzy zmieniali się częściej niż gama modelowa a zmianom towarzyszyły obawy o dalsze serwisowanie samochodów. Brak stabilności nie zachęca klientów i chociaż ostatecznie Ssangyong przetrwał na naszym rynku to odbudowanie zaufania trochę potrwa. Tym bardziej, że w zeszłym roku Ssangyong ponownie zmienił właściciela, którym zostało KG Mobility i mówi się nawet o rebrandingu, więc może to nie koniec zmian. Z drugiej strony ekspansja chińskich marek może ten proces przyspieszyć i klienci nieco chętniej spojrzą w stronę koreańskiego producenta.
Ssangyong nie cieszył się u nas szczególną popularnością, ale trochę tych samochodów po naszych ulicach jeździ. Za niewielkie pieniądze dostawaliśmy naprawdę niezłe auto. Dobrze wyposażone, stosunkowo proste konstrukcyjnie i oferujące niezłe właściwości terenowe. Wiadomo, że trzeba było liczyć się z większym spadkiem wartości i trudniejszą odsprzedażą, ale kilkukrotnie jeździliśmy Ssangyongami i nie były to złe samochody.
Kosmiczny wygląd i brak rozpoznawalności
Ssangyong Tivoli zaliczył dwa liftingi, ale to wciąż ta sama generacja, więc sylwetka i wymiary się tutaj nie zmieniły Koreański SUV ma długość 4225 mm, szerokość 1810 mm i wysokość 1613 mm, czyli to taki typowy przedstawiciel segmentu B. Szukając konkurentów z napędem 4WD trzeba patrzeć na Suzuki Vitarę, która jest nieco mniejsza, bo mierzy 4175 mm długości albo na zdecydowanie większą Dacię Duster II, która ma długość 4341 mm. Konkurenci z napędem 2WD to przede wszystkim Skoda Kamiq (4241 mm), Renault Captur (4227 mm), Nissan Juke (4210 mm), Ford Puma (4226 mm) czy Kia Stonic (4140 mm).
Przy okazji zeszłorocznego liftingu wprowadzono całkowicie nowy przedni pas, który jest mocno zabudowany i przypomina rozwiązania znane z samochodów elektrycznych. Wygląda trochę kosmicznie i bardzo oryginalnie. Początkowo budził nasze mieszane odczucia, ale z perspektywy kilkudniowego testu możemy przyznać, że wygląda ciekawie i całkiem atrakcyjnie. Do tego mamy ładnie zarysowane przednie reflektory z poziomym paskiem świateł do jazdy dziennej, dekory imitujące wloty powietrza z wbudowanymi światłami przeciwmgielnymi a także kolorowe wstawki, które prawdopodobnie nawiązują do najnowszego Torresa.
Zarówno z przodu, jak i z tyłu, nie mamy już logotypów Ssangyonga. Pozostawiono tylko jeden niewielki napis na klapie bagażnika, który na pierwszy rzut oka jest niewidoczny. Wyeksponowano nazwę modelu Tivoli, którą umieszczono na atrapie oraz klapie bagażnika. Od razu wiadomo z jakim modelem mamy do czynienia, ale niekoniecznie jaka to marka i pewnie wiele osób będzie myślało, że to kolejny chiński SUV. Już w czasie naszego testu okazało się, że ludzie kompletnie nie kojarzą marki i dopytywali się skąd jest marka Tivoli.
Tradycyjnie przeprojektowano zderzaki a także zmieniono sygnaturę świetlną tylnych świateł. Poza tym reszta jest dokładnie taka sama jak w czasie naszego ostatniego spotkania.
Ssangyong Tivoli na pewno jest „jakieś”. To czy komuś się podoba czy nie to kwestia gustu, ale nie można odmówić mu, że wygląda oryginalnie i zwraca na siebie uwagę. Szkoda tylko, że przy okazji liftingu nie zmieniono również tylnej części, bo jest ona już trochę przestarzała. No i rezygnacja z logotypów Ssangyonga skutkuje tym, że nikt nie wie co to za marka.
We wnętrzu jest zdecydowanie lepiej
To sprawdźmy jak Tivoli wygląda w środku. I tu pierwsze zaskoczenie, bo jest naprawdę bardzo dobrze i kompletnie nie czuć, że mamy do czynienia z kilkuletnią konstrukcją. Co prawda Tivoli było delikatnie odświeżane i pojawiało się nowe wyposażenie, ale generalnie design się nie zmienił. Jest estetycznie, prosto i jeśli porównamy Tivoli do Dustera czy Vitary to naszym zdaniem koreański SUV wypada najlepiej. Na pewno nie jest to jakość jaką możemy spotkać w Pumie czy Juke, ale na pewno nikt nie będzie czuł się zawiedziony. Zwłaszcza, że wszystkie elementy zostały odpowiednio spasowane, więc nie ma mowy o tym, aby cokolwiek trzeszczało lub skrzypiało. Tego oczekujemy po takim samochodzie.
Jeśli chodzi o materiały wykończeniowe są one dobre, chociaż w większości miejsc mamy do czynienia z twardymi tworzywami. Mamy też trochę zbyt wiele błyszczącego plastiku, natomiast w miejscach gdzie mamy skórzane obicie brakuje nieco miękkiego wypełnienia. Mimo wszystko wnętrze wygląda dobrze. Nie czujemy też, abyśmy siedzieli w budżetowym samochodzie. Do tego prezentowany egzemplarz został wyposażony w opcjonalny pakiet Luxury Orange, który wprowadza do wnętrza pomarańczowe obramowania nawiewów, przeszycia oraz ramkę wokół panelu klimatyzacji. Fajny dodatek, chociaż swoje kosztuje i pewnie niewielu klientów się na niego zdecyduje.
Każdy się tutaj odnajdzie
Ergonomia jest bez zastrzeżeń. Mamy wiele fizycznych przycisków, które mają duże rozmiary i są dobrze poukładane, więc obsługa jest naprawdę przyjemna. Z lewej strony mamy przyciski do obsługi asystentów jazdy, podgrzewania kierownicy i oświetlenia. Na tunelu środkowym znajdziemy przyciski do obsługi podgrzewania i wentylowania foteli, trybów jazdy, blokady napędu a także systemu Start&Stop. Szkoda tylko, że mamy tutaj klasyczny hamulec postojowy, bo to oznacza brak funkcji Auto Hold.
W odświeżonym Tivoli pojawił się również dotykowy panel klimatyzacji. Nie jesteśmy fanami takich rozwiązań, ale trzeba przyznać, że tutaj nie jest ono najgorsze. Przyciski są duże i dobrze reagują na dotyk, więc jeśli już musi być dotykowy panel to niech będzie dokładnie taki jak tutaj. Tylko można by go trochę lepiej wkomponować, bo duża połać błyszczącego plastiku na tle twardych tworzyw nie wygląda najlepiej.
No, ale jeśli mielibyśmy powiedzieć jakie są największe atuty Tivoli to obsługa byłaby bardzo wysoko. Ostatni raz siedzieliśmy w Tivoli cztery lata temu a wystarczyło nam kilka chwil, aby wiedzieć co i jak obsługiwać. Nieważne czy macie 30, 40 czy 60 lat, bez problemów się tutaj odnajdziecie.
To co tradycyjnie jest problemem w starszych konstrukcjach to deficyt portów do ładowania urządzeń. Z przodu mamy dwa gniazda 12V i tylko jeden port USB typu A. Z przodu nie trzeba się martwić o to czy będziecie mieli jak podładować telefon. Tym bardziej, że w wersji Wild dostajemy indukcyjną ładowarkę, więc problemów nie ma. Co innego z tyłu gdzie nie ma żadnego portu USB i to już jest pewien problem. Trzeba montować rozdzielacze i przeciągać kable a chyba nie o to chodzi w nowych samochodach.
Multimedia nie rozczarowują
W najwyższej wersji wyposażenia dostajemy cyfrowy zestaw wskaźników o wielkości 10,25”, który ma kilka widoków i działa płynnie. Grafiki nie są przekombinowane a obsługa jest prosta. Trzeba się tylko przyzwyczaić do tego, że wszystkie ustawienia samochodu znajdziemy właśnie na wyświetlaczu przed kierowcą a nie na ekranie systemu info-rozrywki. Co ciekawe to jeden z widoków umożliwia powielenie ekranu systemu multimedialnego. Czegoś takiego jeszcze nie wiedzieliśmy i na pewno jest to fajne rozwiązanie jeśli korzystacie z nawigacji z telefonu.
W wersji Wild dostajemy również system multimedialny z ekranem o przekątnej 9” i nawigacją TomTom, która jest całkowicie zbędna, bo mamy Android Auto i Apple CarPlay, więc można wyświetlić nawigację z telefonu. System jest bardzo prosty i wpisuje się w charakter auta. Poza ustawieniami multimediów i nawigacji nie mamy tam właściwie nic. Na co dzień praktycznie się z niego nie korzysta i to akurat dobrze, bo system nie działa zbyt szybko i momentami trzeba poczekać kilka sekund na pojawienie się wybranego widoku. Także najlepiej odpalić Android Auto, wyświetlić obraz na cyfrowych zegarach i korzystać.
Przestrzeni nie brakuje
Z przodu znajdziemy wygodne i dobrze wykończone fotele, które w naszym egzemplarzu były podgrzewane, wentylowane i elektrycznie regulowane. Szkoda tylko, że nie mają pamięci ustawień, bo byłoby to przydatne jeśli z samochodu korzysta ktoś jeszcze. No i nie macie co liczyć na jakiekolwiek podparcie boczne.
To co trochę nas zdziwiło to pozycja za kierownicą. Siedzi się wysoko i mamy naprawdę dobrą widoczność, ale nie mogliśmy znaleźć idealnej pozycji za kierownicą. Cały czas czuliśmy, że coś jest nie tak, ale nie byliśmy w stanie tego skorygować. Nie możemy mówić o jakimś dyskomforcie, ale warto zwrócić na to uwagę jeśli będziecie zainteresowani Tivoli. Podejrzewamy, że problem mogłaby rozwiązać nieco większa regulacja wzdłużna kierownicy.
W drugim rzędzie jest wystarczająco miejsca dla dwóch pasażerów, ale najlepiej jeśli zapakujemy tam dzieciaki. Drzwi otwierają się szeroko i ułatwiają dostęp. Tylko tutaj znowu widać wiek Tivoli, bo chyba trudno mówić, aby brak nawiewów i portów USB był tutaj jakąś formą oszczędności. Zwłaszcza w samochodzie za około 150 tysięcy złotych. Dokładnie tak samo jest w Suzuki Vitarze oraz S-Cross. Mamy też dość dziwne gumki w oparciach przednich foteli, które są mniej praktyczne od tradycyjnych kieszeni, ale na pewno wnoszą jakiś ciekawy akcent kolorystyczny. Na plus zaliczamy szeroki podłokietnik z miejscami na napoje.
Bagażnik ma pojemność 423 litrów, chociaż w praktyce sprawia wrażenie zdecydowanie mniejszego. Fajnie, że jest podwójna podłoga, bo w dolnym położeniu próg załadunkowy jest wysoki, ale z drugiej strony w górnym położeniu wysokość przestrzeni bagażowej jest niewiele wyższa od butelki wody o pojemności 1,75 litra.
Jeden silnik, dwie skrzynie i dwa rodzaje napędów
Ssangyong Tivoli oferowany jest tylko z silnikiem 1.5 T-GDI o mocy 163 koni mechanicznych i momencie obrotowym 260 Nm, który zapewnia niezłe osiągi. Co prawda w danych technicznych nie znajdziemy informacji o przyspieszeniu, ale potrzeba na to około 9,5 sekundy i akurat do dynamiki nie mamy jakiś zastrzeżeń. Naszym zdaniem benzyniak w sam raz pasuje do niewielkiego Ssangyonga Tivoli. Zwłaszcza, że nie czuć tutaj tego co można zauważyć w jednostkach TSI. Nie mamy żadnych ekowspomagaczy, które sztucznie opóźniają reakcje układu napędowego i dlatego mamy tutaj zaskakująco dobre odczucia z jazdy. Benzyniak bardzo chętnie reaguje na wciśnięcie pedału przyspieszenia i wkręca się na obroty. Tylko ma to swoje konsekwencje przy dystrybutorze.
Do wyboru mamy manualną lub automatyczną skrzynię biegów (obie o sześciu przełożeniach) a także napęd na przednie lub wszystkie koła. Warto zauważyć, że zarówno automat, jak i napęd 4×4, są dostępne już od bazowej wersji Joy. Zazwyczaj takie udogodnienia są dostępne dopiero w wyższych wariantach a tutaj możemy wybrać sobie podstawowego Tivoli i dorzucić do niego napęd na wszystkie koła. To duży plus i to sprawia, że w pewnych wersjach Tivoli okazuje się naprawdę atrakcyjnym wyborem.
Automat i napęd 4×4 to duża zaleta Tivoli
Do naszego testu trafiła topowa wersja Tivoli z napędem 4×4 oraz automatyczną przekładnią firmy AISIN. Powiedzmy sobie od razu, że Tivoli nie jest terenówką i zapuszczanie się w trudniejszy teren nie ma wielkiego sensu, ale jeśli mieszkacie w górskich rejonach, potrzebujecie dojeżdżać po gorszych drogach to taki napęd na pewno się Wam sprawdzi. Tym bardziej, że Tivoli oferuje prawie 18-sto centymetrowy prześwit, więc nie trzeba się martwić zahaczeniem o jakieś wystające korzenie. Napęd można również zablokować.
Fajnie, że mamy tutaj prawdziwy automat a nie jakąś skrzynię zautomatyzowaną jak w Vitarze. To gigantyczna różnica i pomimo tego, że mamy tutaj tylko sześć przełożeń to zdecydowanie bardziej podobał się nam automat AISIN. Działa całkiem nieźle. Zazwyczaj płynnie zmienia przełożenia, chociaż zdarzają się mu szarpnięcia. Dopóki jedziecie płynnie i spokojnie to odwdzięcza się wysoką kulturą pracy, ale jeśli będziecie oczekiwali od niego szybkich reakcji to będzie reagował szarpnięciami. Świetnie czuć to w momencie ruszania. Jeśli nieco za mocno wciśniecie pedał przyspieszania to układ napędowy natychmiast nieprzyjemnie szarpnie. Tak samo jest w momencie kiedy toczycie się przed skrzyżowaniem i oczekujecie nagłego przyspieszenia.
Tivoli lubi spokojną jazdę
No, ale Ssangyong Tivoli nie jest samochodem, który lubi szybką jazdę. To typowy samochód, którym przemieścicie się z punkt A do punktu B i nie odczujecie przy tym żadnych emocji. Tivoli nie ma problemów z dynamicznym rozpędzaniem się albo wyprzedzaniem, ale zarówno zawieszenie, jak i układ kierowniczy, nie są specjalnie angażujące.
Zawieszenie dobrze radzi sobie z wybieraniem nierówności, chociaż momentami robi to trochę zbyt głośno i niespecjalnie lubi się z krótkimi poprzecznymi nierównościami. Za to Tivoli dobrze radzi sobie w zakrętach i nie wykazuje nerwowości, ale tutaj problemem okazuje się brak podparcia bocznego, bo natychmiast latacie po całym fotelu. Przy wyższych prędkościach brakowało nam bardziej precyzyjnego układu kierowniczego. No właśnie. Działa on ze sporym wspomaganiem i jest trochę nijaki. Jeśli lubicie jak kręcenie kierownicą nie wymaga żadnej siły to pewnie nie będziecie rozczarowani, ale my tego nie lubimy. W trybie Sport jest trochę lepiej, ale wiąże się to z jeszcze większym spalaniem paliwa.
Asystenci wymagają poprawy
Jeszcze kilka słów o asystentach, których mamy tutaj całkiem sporo. Już od bazowej wersji Joy mamy m.in.: asystenta utrzymania pasa ruchu, system ostrzegania przed niezamierzoną zmianą pasa ruchu, rozpoznawanie znaków drogowych czy alert o niebezpiecznej odległości od poprzedzającego pojazdu. W wersji Wild dostajemy jeszcze ostrzeżenie o pojeździe poruszającym się w martwym polu, ostrzeżenie o niezamierzonej zmianie pasa ruchu i kolizji czy ostrzeżenie o ruchu poprzecznym z tyłu pojazdu z funkcją interwencji.
Asystenci są dość mocno irytujący. Po pierwsze dźwięki obudziłyby umarłego a po drugie reagują z przesadną nadgorliwością. Ostrzeżenie o pojeździe w martwym polu reaguje non stop. Podobnie ostrzeżenie o ruchu poprzecznym, które potrafi zatrzymać nasz pojazd bez jakiejkolwiek potrzeby.
Od razu bierzcie instalację LPG
Jeśli chcecie kupić Tivoli to jedynym sensownym rozwiązaniem jest wybranie instalacji LPG, która zostanie zainstalowania u dilera. Co prawda to koszt 6 500 złotych i trzeba pamiętać o tym, że instalacja potrzebuje dotrysku paliwa, więc oszczędności nie będą tak duże jak w przypadku starszych instalacji, ale pewnie nie wyjdziecie na tym źle.
W mieście Tivoli zużywało nam około 10 – 11 litrów benzyny co trudno uznać za wynik akceptowalny. W weekend udało się nam zejść do 9 litrów, ale to nadal nie jest wartość jakiej oczekiwalibyśmy od niewielkiego SUV-a. Poza miastem jest niewiele lepiej. Przy prędkości 100 km/h będzie to koło 7 litrów, przy 120 km/h około 8 litrów, natomiast przy 140 km/h wzrośnie do 10,5 – 11 litrów.
To ile trzeba zapłacić za Ssangyonga Tivoli?
No i to jeden z głównych problemów Tivoli. Jeśli weźmiemy pod uwagę wariant z napędem na wszystkie koła oraz w bazowej wersji wyposażenia Joy to wówczas Ssangyong Tivoli okazuje się ciekawą propozycją. Problem robi się w przypadku lepiej wyposażonych wariantów albo konfiguracji z napędem 2WD, bo w takich odmianach Tivoli traci swoje zalety.
To czas na konkrety. Ssangyong Tivoli 1.5 T-GDI 163 KM w wersji Joy rozpoczyna się od 91 900 złotych. Za automatyczną skrzynię biegów trzeba zapłacić 7 500 złotych, natomiast za napęd na wszystkie koła 8 500 złotych. Za 107 900 złotych mamy SUV-a z napędem 4×4 i automatem. To całkiem atrakcyjna oferta.
Tylko wersję Joy od razu można pominąć, bo dopiero od Adventure dostajemy m.in.: czujniki parkowania z przodu i z tyłu, kierownicę regulowaną w dwóch płaszczyznach, klimatyzację automatyczną dwustrefową, system multimedialny z ekranem 8”, Android Auto/Apple CarPlay, kamerę cofania, 16-sto calowe obręcze kół czy roletę bagażnika. W Joy mamy absolutne minimum, ale kupując nowego SUV-a za około 100 000 złotych raczej nie będziemy oszczędzali na kilku udogodnieniach, więc wypadałoby dorzucić 10 000 złotych na wersję Adventure.
Prezentowany egzemplarz to topowa wersja Wild, która rozpoczyna się od 122 900 złotych a jeśli dorzucimy do tego napęd 4×4 i automat to będzie trzeba zapłacić co najmniej 138 900 złotych. Oczywiście to już naprawdę dopasiony wariant, bo mamy m.in. 18-sto calowe obręcze kół, 9-calowy wyświetlacz z systemem nawigacji, kamerę cofania HD, ładowarkę bezprzewodową, 10,25” cyfrowy zestaw wskaźników, system bezkluczykowy, monitorowanie martwego pola, ostrzeżenie o niezamierzonej zmianie pasa ruchu, ostrzeżenie o ruchu poprzecznym z tyłu pojazdu, LED-owe światła przednie, podgrzewaną kierownicę czy podgrzewane przednie fotele.
Przewagą Ssangyonga Tivoli jest możliwość zestawienia automatu z napędem na wszystkie koła. W Dacii Duster napęd 4WD oferowany jest z manualną skrzynią biegów, natomiast w Suzuki Vitarze dostajemy skrzynię zautomatyzowaną. Także jeśli weźmiemy bazowego Tivoli, z automatem i napędem 4×4 to trudno znaleźć konkurenta w podobnej cenie. No, ale jeśli nie musimy mieć automatu albo wystarczy napęd 2WD to na pewno znajdziemy ciekawsze auta od Tivoli.
No chyba, że poruszamy się w kręgu Dacii Duster, Suzuki Vitary czy Ssangyonga Tivoli. Z tego grona Ssangyong ma najciekawsze wykończenie wnętrza, chociaż nie jeździliśmy jeszcze najnowszym Dusterem.
Ssangyong Tivoli 1.5 T-GDI 163 KM AWD WILD – nasza opinia
Na pewno nie warto z góry skreślać Tivoli tylko dlatego, że Ssangyong nie należy do marek mainstreamowych. Może pod względem designu nie zachwyca i widać, że konstrukcja ma już kilka lat, ale wnętrze jest naprawdę dobrze zaprojektowane, przestronne i znajdziemy w nim wszystko czego potrzebujemy w nowoczesnym samochodzie. No i Tivoli przekonuje ergonomią i prostotą obsługi. Nie musimy studiować instrukcji obsługi, bo większość funkcji na swoje fizyczne przyciski a system info-rozrywki jest do bólu prosty.
Do tego już od bazowej wersji Joy możemy mieć napęd na wszystkie koła, automatyczną skrzynię biegów oraz instalację LPG. Chcecie mieć podstawowego Tivoli z automatem? Nie ma problemu. Chcecie instalację LPG w najwyższej wersji Wild? Tak też możecie go skonfigurować. Wielu producentów ogranicza możliwości konfiguracji a tutaj macie całkowitą dowolność.
Problemem prezentowanego egzemplarza jest ogromny apetyt na paliwo. Teoretycznie możemy zamontować instalację LPG, ale wymaga ona dopłaty 6 500 złotych i w czasie pracy potrzebuje dotrysku benzyny. Jeśli komuś to nie przeszkadza to pewnie warto, ale trzeba wcześniej przeliczyć po jakim czasie taka instalacja się zwróci.
Pomimo upływu lat Ssangyong Tivoli wciąż jest ciekawą propozycja. Tylko naszym zdaniem górnym pułapem cenowym jest wersja Adventure, która z automatem i napędem 4×4 kosztuje nie więcej niż 120 tysięcy złotych. Prezentowany egzemplarz to wydatek około 150 tysięcy złotych i to już wersja, która naszym zdaniem nie ma sensu. Za taką kwotę mamy już w czym wybierać.
Ssangyong Tivoli 1.5 T-GDI 163 KM AWD WILD – dane techniczne: | |
Silnik: | benzynowy, turbodoładowany, pojemność 1497 ccm |
Maksymalna moc: | 163 KM w zakresie 5.000 – 5.500 obr./min |
Maksymalny moment obrotowy: | 260 Nm w zakresie 1.500 – 4.000 obr./min |
Skrzynia biegów i napęd: | automatyczna, sześciostopniowa, napęd na wszystkie koła |
Przyspieszenie 0 – 100 km/h: | b.d. |
Prędkość maksymalna: | 175 km/h |
Średnie spalanie (w cyklu mieszanym): | 8,4 l/100 km |
Pojemność zbiornika paliwa: | 50 l |
Wymiary (dł./wys./szer.): | 4225/1613/1810 |
Pojemność bagażnika: | 423 l |
Cennik
Ssangyong Tivoli – cennik | ||||
Wersja | Joy | Adventure | Adventure Plus | Wild |
1.5 T-GDI 163 KM 6MT | 91 900 zł | 101 900 zł | 111 900 zł | 122 900 zł |
1.5 T-GDI 163 KM 6AT | 99 400 zł | 109 400 zł | 119 400 zł | 130 400 zł |
1.5 T-GDI 163 KM 6MT 4×4 | 100 400 zł | 110 400 zł | 120 400 zł | 131 400 zł |
1.5 T-GDI 163 KM 6AT 4×4 | 107 900 zł | 117 900 zł | 127 900 zł | 138 900 zł |