Iloma kawałkami drogi trzeba się podzielić na wakacjach?

Nadmorskie miasteczko. 25 stopni, wiatr umiarkowany.  Pan w bermudach idzie z lodem ku swojemu samochodowi, zaparkowanemu w połowie na jezdni, w połowie na chodniku. Nagle obok przemyka rower. Panu z trudem udaje się utrzymać swój lód w waflu. – Widziałeś, jak się rozpędził? I to przed skrzyżowaniem! Loda by mi odkupował! – mówi do dziecka. Dziecko jest lekko przerażone – stara się mocno trzymać lód.

W wakacyjnych miasteczkach, ze straganami wzdłuż ulic, kierowcy mają wrażenie, że się wloką, jadąc 30 km. na godzinę. Tymczasem rower jadący z tą sama prędkością się nie wlecze – wprost przeciwnie, gna, pędzi. Samochód dojeżdżający do skrzyżowania z tą prędkością traktowany jest jako ostrożny. Rowerzysta, który mknie 30 km na godzinę ku przejazdowi z pierwszeństwem – wprost przeciwnie. Tymczasem wcale nie tak łatwo w gorącym powietrzu ocenić prędkość samochodów, a zwłaszcza rowerów.

W nadmorskich czy ogólnie wakacyjnych miasteczkach rowerowo-samochodowych dzielenie się drogą jest kluczowe. 35% wypadków spowodowanych przez rowerzystów za przyczynę ma nieustąpienie pierwszeństwa przejazdu, 8,5 % – niedostosowanie prędkości do warunków ruchu.

No dobrze – ale żeby się podzielić drogą, trzeba przypomnieć sobie, co rowerom wolno. Np. to, że na przejeździe dla rowerzystów rower zawsze ma pierwszeństwo, także gdy zbliża się do przejazdu na drodze, w którą my jako kierowcy chcemy skręcić. (Art. 27. 1 Prawo o ruchu drogowym)

W nadmorskich miasteczkach rzadko ruch daje możliwość wyprzedzenia rowerzysty. Przepisowa odległość od wyprzedzanego roweru to co najmniej metr, bezpiecznie jest, żeby to było 1,5 metra, a uprzejmie robić to w odległości 2 metrów (w prawie niemieckim to dziś 1,5m w mieście i 2 m. poza miastem). Przy tym rower ma prawo jechać ok. 75 cm od krawędzi jezdni.

Jeśli więc masz maniery i pierwszy wyprzedzasz rower w nadmorskim miasteczku – pokaż, że przy wyprzedzaniu warto zjechać na lewy pas. Wtedy inni pójdą za twoim przykładem i zrobią to samo. Warto, bo np. za ochlapanie rowerzysty, który w wyniku tego straci panowanie nad rowerem, można zapłacić nawet 500 złotych.

Wiem, jak trudno zachować spokój, kiedy człowiek wlecze się w korku, a rowerzysta wymija mnie z prawej. Ale ma prawo. I jeśli jadę wolno, rowerzysta nie musi zachowywać przepisowego metra. Bo nie wywróci mi samochodu swoim powiewem.

I ostatnia rzecz. Gdyby pan w bermudach zdecydował się pojechać z dzieckiem na lody rowerem, a nie byłoby chodnika – mieliby prawo jechać lewą stroną – czyli poruszać się jak piesi – to przypadek, gdy dorosły asekuruje dziecko, które nie ma jeszcze 10 lat.

Jak widać, wiele jest kawałków drogi, którymi trzeba się podzielić w nadmorskim miasteczku. Najgorsze jednak bywa dopiero przed nami, kiedy już się zatrzymamy samochodem i zaparkujemy. Jeśli jestem za kierownica, patrzę z do tyłu, zanim otworzę drzwi. Rowery jadą w odległości 75 cm od krawężnika – jeśli otworzymy drzwi za szybko, możemy zablokować drogę rowerzyście. To przyczyna wielu wypadków także w Polsce – dlatego Holendrzy, doświadczeni przez rowery, starają się otwierać drzwi sięgając za klamkę prawą ręką. Dobry nawyk, żeby nie stracić zniżek na ubezpieczenie – bo w takim wypadku to kierowca nie zachowuje szczególnej ostrożności. Gdyby rower chciał się chronić przed takimi pułapkami, musiałby jechać środkiem pasa. A przecież on też musi się podzielić drogą…